Na wieść, że zdobyłem niedrogie bilety w promocji flydubai Praga – Sri Lanka (po 1200 zł od głowy), Waszek zapytał: i co, nigdzie dalej? Nie trzeba mnie było drugi raz podpuszczać. Już niebawem wykupiłem dość tanio dwa bilety Colombo – Kuala Lumpur. Co prawda można byłoby taniej kupić jakieś destynacje w Indiach, ale po pierwsze do Indii potrzebna jeszcze jedna wiza (a do Malezji nie), a po drugie wyskoczyć do Indii na ledwie 4 dni to byłby skandal. Dodatkowo tak się dobrze składa, że do Malezji leci się nocą. Wylatujesz 23, lądujesz 5-ta z uwzględnieniem zmiany strefy czasowej, a zatem od ceny biletu odejmujesz koszt noclegu. Z kolei powrót trwa tylko godzinę! Dzięki przesunięciu zegarków w drugą stronę – wylatujesz wieczorem (21) i lądujesz wieczorem (21:55), a więc nie tracisz dnia na lotniskach. Idealnie.
Mój misternie skonstruowany plan podróży obejmuje: poranek w Pradze, kilka godzin przesiadki w Dubaju, pełne 6 dni w Sri Lance (park narodowy Udawalawe, Colombo, przejazd koleją przez herbaciane wzgórza, wejście piekielnymi schodami na świętą górę Adam’s Peak i krótki relaks nad oceanem w Tangalle), w połowie pobytu na Sri Lance 4 dniowy wyskok do Malezji (Kuala Lumpur i Penang), a w drodze powrotnej jeden pełen dzień w Dubaju. Nie będę ukrywał, że ekscytacja przed ekskursją trwała przez 3 miesiące planowania i przygotowywania tripu!
Pakujemy się po backpackersku, tylko niewielki plecak “podręczny”. Trochę bielizny, płaszczyk przeciwdeszczowy, ręcznik, jakaś jedna cieplejsza kurteczka, trochę wymiennej odzież (byle mało i lekko), obowiązkowy powerbank do iphona, słuchawki, coś do czytania do samolotu – co więcej potrzeba człowiekowi w podróży? Rezerwujemy tylko kluczowe destynacje. Hotelik w Udawalawe (z obowiązkowym transferem z lotniska w Mattali), hostel w Colombo (potrzebny na krótką noc przed porannym pociągiem do Hatton) oraz ostatnią miejscówkę na odludnej plaży Tangalle. No tak, hotel w Dubaju i samochód na jeden dzień też zabukowałem przed wyjazdem. Wszystko pozostałe będziemy organizować „po drodze”.
Praga (PRG)
Już samo dotarcie na Sri Lankę było atrakcją samą w sobie 🙂 Zaplanowałem przyjazd z Warszawy do Pragi o 5:00 rano (Polskim Busem). Mieliśmy dzięki temu całkiem sporo czasu, żeby przypomnieć sobie uroki czeskiej stolicy i przejść na piechotę praktycznie całe stare miasto.
Praga zawsze zachwyca, niezależnie jak często tam przyjeżdżasz. Mnie tam nie było tam aż 6 lat, więc nieśpieszny spacer w słoneczny, acz nieco chłodny ranek był czystą przyjemnością. Gdzie by człowiek nie zaszedł, tam gotowy plener fotograficzny!
Klucząc uliczkami Stareho Mesta minęliśmy bardzo atrakcyjnie wyglądające miejsce, które okazało się wejściem do wysmakowanej restauracji hotelowej U Malvaze (Karlova 10).
Nie pozostało nam nic innego, jak wejść, zapłacić za dostęp do bufetu, rozsiąść się i rozkoszować się obfitym, niekończącym się śniadaniem w bardzo pięknych okolicznościach architektury! Zapłaciliśmy bodajże 500 koron za 2 osoby. Nie było to najtańsze śniadanie, trochę nie backpackerskie 🙂 Ale mogliśmy za to siedzieć w tych przyjemnych wnętrzach “do bólu”, odświeżając się po nocnej przejażdżce z Warszawy. Racząc się stale donoszonymi nowymi daniami, mogliśmy zbierać siły na dalsze wojaże.
Naprawdę polecam! A potem już tylko dojść na Hrad…
Stamtąd zejść w kierunku stacji metra Malostranska i pociągiem linii A przedostać się do stacji Nádraží Veleslavín. Stamtąd autobusem 119 można prosto, szybko i tanio dostać się na lotnisko. Warto pamiętać, że na lotnisku Vaclava Havla jest supermarket! Można kupić piwko do wypicia na ławeczce w poczekalni i jakieś proste jedzenie do samolotu, choć akurat flydubai podczas lotu do Dubaju serwował kolację.
Dubaj (DXB)
Międzylądowanie w Dubaju też było zupełnie niekłopotliwe i w jakiś sposób atrakcyjne (zwłaszcza dla mnie, bo pierwszy raz…). Choć nie do końca jestem pewien, kto tu dla kogo był większą atrakcją…
Kilka godzin w poczekalni spędziliśmy, podglądając ludzi i spożywając ukradkiem nasz wynalazek: Cola a la Dubai – czyli zmieszaną z colą whisky w butelce po coli… 🙂
Nie pozostało nic, jak tylko cierpliwie doczekać na nocny lot do Mattali (z międzylądowaniem w Colombo) z zaciekawieniem rejestrując obrazki z dalekiego pod wieloma względami świata…
A następny poranek przywitamy już w Sri Lance: Etap 1: Wolne słonie i dzikie autobusy
Pingback: Etap 8: Dubaj. Limuzyną z lotniska - swoją drogą