Jestem w drodze…
1.
Zabrzmiało sentencjonalnie – i chciałem żeby tak zabrzmiało 🙂 Ale rzeczywistym faktem jest, że rzeczywiście ruszyłem w drogę w głąb Gwinei. Oczywiście z nieocenioną pomocą Mohameda – jak inaczej trafiłbym na właściwy „dworzec” w Conakry i do właściwej „taksówki”, kierunek Labe?
W Gwinei na trasie rządzą stare pegueoty typu „sept places”, czyli dla siedmiu podróżnych. Legendy krążą o możliwości zapakowania do taksówki nawet 12 osób, wliczając lub nie wliczając miejscówek na dachu. Rzeczywiście można tak załadowane pojazdy zobaczyć, ale w moim przypadku byłem tylko ja (aczkolwiek sam na całym przednim siedzeniu w cenie 2 biletów, na które się szarpnąłem lekką ręką i nie pożałowałem), za mną w drugim rzędzie już tylko 4 dorosłych i dwoje dzieci, z tylu 3 ściśnięte kobiety. Na dachu tylko bagaże.
2.
I przede wszystkim nie prowokować policjantów wycelowanym obiektywem! A tak dobrze nam szło! Młody kierowca kompletnie ignorował stójki policyjne, mijając je niepomny nawet walenia w dach. Chodziło chyba o to, że zatrzymują się tylko frajerzy, zważywszy, że biedni policjanci i tak nie mieli żadnych możliwości „pościgu”, więc tylko niepocieszeni odprowadzali nas wzrokiem. Do czasu jednak, gdy w swojej pasji fotografii „drogowej” zupełnie przypadkowo (naprawdę!) z dalekiego dystansu (naprawdę!) trafiłem na prawdziwą blokadę polcyjno-wojskową. Co z tego, że zorientowawszy się za późno szybko schowałem aparat…
3.
Na początek straszenie deportacją: „Dzwoń do swojej ambasady!”. W drugim kroku karnym powrotem do stolicy w towarzystwie najgrożniejszego oficjela w cywilu, który mnie maglował: „Ty i ja jedziemy do Conakry!”. Przeczytałem oczywiście przed wyjazdem kilka relacji z podróży i wiedziałem, że to tylko przygrywka do żądania kasy – tylko o to w tym wszystkim chodzi 🙂 Mój kierowca i jeden z pasażerów starali się Go przekonać, że ja tylko durny turysta jestem, a nie szpieg. Ale przecież On wiedział, że ja turysta jestem, i że mam kasę na podróż, i na pewno się tą kasą chętnie podzielę, żeby odzyskać aparat i wolność (paszport przezornie w różnych dyskusjach zdołałem już ściągnąć z biurka i schować w kieszeni). Acha! I nie mówić także, że jesteś ekologiem! (Palnąłeś chłopie coś takiego, żeby przezornie usprawiedliwić zdjęcie zaśmieconej plaży, a potem musiałeś żywiołowo zapewniać, że nie jesteś dziennikarzem… To kim jesteś? Co mu powiedziałeś? Że profesorem na uniwersytecie? To niczego nie zmieniło! Na drugi raz wymyśl coś lepszego…).
Zapłaciłem.
4.
„Brzydkie zdjęcia nam tu robicie, obywatelu!” – usłyszałem na koniec. A jakie mam robić?
Drogi dziurawe dramatycznie, ludzie biedni, plaże zasypane śmieciami… Mam nadzieję, że chociaż przyroda Fouta Dijon okaże się piękniejsza. Będę wtedy robił piękniejsze zdjęcia… Obiecałem kierowcy i pomocnemu współpasażerowi nie robić więcej zdjęć po drodze…
5.
Do Dalaby jechaliśmy od 8:30 do 19:00, dziesięć godzin. Po drodze dwa postoje modlitewne (o 12 i 17) oraz jeden na wspólny posiłek (w cenie biletu), wodę także nam kierowca po drodze kupił. Miejscowości (raczej mniejszej wielkości), które mijaliśmy, sposób w jaki tam ludzie mieszkają, pracują, żyją odbierają jakąkolwiek nadzieję, na przetrwanie ludzkości. Nieopisany brud, śmieci absolutnie wszędzie, wszystko co się da pakowane do plastiku, na każdym kroku rozdeptane plastikowe torebki po wodzie… I spaliny! Wszędzie duszące opary spalin ze starych wyżyłowanych silników. Zdarzało mi się zatykać twarz i nos, żeby wyjechać z kolejnych tabunów czarnych wyziewów starego diesla walczącego o przeżycie pod górkę…
6.
To nie jest podróż dla grzecznych dziewcząt z gimnazjum…
7.
Do Dalabe dojechaliśmy o zmroku. Szczęśliwie, bo dalsza jazda po ciemku mogłaby okazać się jeszcze większym survivalem. Wygooglowałem sobie po drodze tańszy hotel, rezygnując z dwóch oczywiście znacznie droższych, nastawionych na zachodnich turystów przyjeżdżających tu zawsze w jednym celu: ruszyć szlakami zaliczając słynne na cały świat wodospady i klify płaskowyżu Fouta Dijon. Ja też po to przyjechałem, ale ja to zrobię „swoim sposobem”, lowcostowym, jak zawsze 🙂
8.
No i pięknie jest. Prąd jest. Prysznic suchy ale woda w kranie jest. Kibelek choć bez deski też jest. Jedzenia nie ma, ale kto by tam jadł w podróży. Jedzenie jest przereklamowane.
9.
W moim hotelu gra dziś muzyka. Ale ja dzisiaj podziękuję. Tylko małe piwko w barze – jeszcze przed muzykami. Będę ich słyszał bardzo wyraźnie, próbując zasnąć.
Zasnąłem szybko.