Mój niesamowity ukraiński trip nie mógł się zakończyć bardziej wymownie. Wracałem z Lwowa minibusem przewożącym Ukraińców do Polski. A na granicy ukraińsko-polskiej dzieją się rzeczy przykre, zwłaszcza gdy jedzie się razem z Ukraińcami. I dane mi było zobaczyć granicę Polski ich oczami….
Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się… (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9)
Lwów… Dotarłem tu z przedziwnym uczuciem świętokradztwa. Lwów… Dlaczego tak dziwnie się czuję? Skąd to wzruszenie i ekscytacja? Może dlatego, że tkwi we mnie ciągle powidok sowieckiej żelaznej kurtyny? Że Lwów to zamknięty świat. Zabronione miasto. Odebrane. Niedostępne. Podbite? Ale jestem. Tak normalnie, zwyczajnie, po prostu przyjechałem pociągiem z Drohobycza…
Drohobycz. Bruno Schulz tu był! (Dzień 8)
Tam gdzie cynamonowe sklepy, tam ja poszukuję śladów dawno minionego świata. Dlaczego dopiero teraz tu przyjechałem, skoro to tak nam blisko?
Stanisławów. W lekkim oszołomieniu odkrywam kolejny diament na mapie Kresów (Autostopem przez Ukrainę, dzień 8)
Stanisławów brzmi w moich uszach jak kresowa legenda. Pierwsze wrażenia? Zachwycające! Miasto zostało założone w 1662 roku oczywiście przez Andrzeja Potockiego, a dokładnie 300 lat później (w 1962 r.) przemianowane zostało na cześć ukraińskiego poety Iwana Franki.