Wyobraźmy sobie. Jest połowa XIX wieku, dokładnie 1861 rok. Francuski przyrodnik Henri Mouhot przedziera się przez kambodżańską gęstą dżunglę, podziwia wielosetletnie, wielkie drzewa, same w sobie godne zachwytu. I nagle trafia na fragmenty jakiegoś muru, oplecionego przez grube korzenie…
Podchodzi bliżej, dziwi się, idzie dalej, wchodzi na jakąś polanę, która okazuje się dziedzińcem i wokół niego, gdzie tylko nie spojrzy roztacza się perspektywa na przedziwne, niezwykłe budowle…
Tak precyzyjne, bogate w detalu, na pierwszy rzut oka mówiące odkrywcy, że to nie przypadkowa osada…
Tak jak nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak Angkor wyglądał w stanie największego rozkwitu, tak myślę, że nie jesteśmy w stanie też wbić się w oczy Francuza i zobaczyć (czyli doświadczyć wszystkimi zmysłami) to samo, co on.
Czy w niewątpliwym eurocentryzmie mógł szybko zaakceptować fakt, że odkrył właśnie bogate ruiny świętego miasta, które w czasach świetności, jakieś 600 lat wcześniej, liczyło sobie ok. miliona mieszkańców?! To była największe miasto tamtego świata, kiedy to Florencja liczyła sobie 70 tys., Rzym 30 tys, a Paryż głupie 25!
Nas już nic nie jest w stanie zaskoczyć.
My tylko oglądamy to, co i tak już obejrzeliśmy w Internecie, na zdjęciach, w telewizji. Jasne – na własne oczy wrażenia są zawsze wyjątkowe, sam tego doświadczam, ale to nie to samo, co zobaczyć coś CO PRZERASTA DOŚWIADCZENIE I WYOBRAŹNIĘ.
Może nawet w pierwszym odruchu pojawiło się u pana Mohuot podejrzenie gorączki, myśl o jakichś omamach, zwidach, szaleństwie.
A my już tylko udajemy odkrywców. Zaliczamy kolejne cuda. Przynosi nam to oczywiście przyjemność, po to jedziemy na drugi koniec świata. Ale jak dalekie jest to od zbierania znaczków?
W chwili odkrycia cały Angkor zatopiony był w dżungli. Przez następne dziesiątki lat świątynie wydobywano spod korzeni i tylko Ta Prohm pozostał w lesie, choć pewnie nikt ówcześnie nie sądził, że stanie się przez to być może najbardziej ekscytującą atrakcją turystyczną.
Co nie zmienia postaci rzeczy, że wejście do Ta Prohm to gigantyczna przyjemność i satysfakcja! Daleko od Bangkoku, jeszcze dalej od Koh Phangan, ale warto poświęcić jeden-dwa dni z tajskich wakacji pod palmami na podróż wgłąb historii świata 🙂
To jedno z tych miejsc, które zmieniają wszystkie nasze wyobrażenia. Żadne zdjęcia, żaden film czy opowieść nie oddadzą tego, co przeżyjesz i zobaczysz na własne oczy! Rozmach, przestrzeń, dbałość o detal, architektura dla nas zupełnie odmienna. Świadomość, że historia toczyła się zupełnie inaczej od naszych stereotypowych wyobrażeń. Wielka stolica Khmerów żąda, żeby ją podziwiać!
Nie będę silił się na spektakularne zdjęcia. Angkor został obfotografowany ze wszystkich stron – i to na pewno w lepszych warunkach i lepszym szkłem, niż ten, którym ja dysponuję. Zwłaszcza Angkor Wat – największy, najlepiej zachowany. Gdzie mi tam w konkury 🙂
Dlatego pozwolę sobie bezczelnie zwrócić Waszą uwagę na parę szczegółów, które zwróciły z kolei uwagę moją… Twarze…
pełne radości i zmysłów, ale też pogrążone w zadumie i marzeniach
W naszej europejskiej tradycji rzeźbione w kamieniu historii twarze są zwykle groźne, ponure, czasem groźne. Rzadko widać na nich ten tajemniczy uśmiech Giocondy 🙂
A jeśli o twarzach mówimy, to oczywiście Angkor Thom, inna świątynia w kompleksie, słynna właśnie z wielkich twarzy, wykutych w kamieniu. I znowu: taki pogodny wyraz kamienia…
Niebywała dbałość o szczegół! A gdy uwzględni się gigantyczną przestrzeń, wypełnioną dosłownie dziesiątkami mniejszych i większych sanktuariów, pomyśli o rozmiarach Miasta (Angkor znaczy “miasto, stolica”), to dbałość ta o każdy drobiazg wręcz powala na kolana…
Potem pojawia się pytanie: I po co to komu było? I na co? I po kiego? Odpowiedź zawsze ta sama, czy w Angkor, czy w Licheniu: dla władzy, oczywiście.
A gdy wreszcie znudzi Cię kamień, zaczynasz patrzeć na ludzi.
Także tych przy pracy. Cholernie ciężkiej!
Wyobrażacie sobie skosić te hektary trawnika maczetami? A wyobrażacie sobie te dziesiątki warczących kosiarek?
No i na koniec coś ważnego: zauważyłem dzieci chyba z sierocińca w towarzystwie starszego pana (raczej Europejczyka). Dzieciaki przytulone do niego, wręcz go osaczające. Wszyscy poszukują bliskości, czułości i akceptacji, prawda? Wzruszający obrazek.
CZy pisałes dziś do Przebojów Trójki?
Kasia i Piotr
Zaiste 🙂 Lista Przebojów rozbrzmiewająca w condo w Bangkoku brzmi jakoś bardziej 🙂