swoją drogą

W stolicy Khmerów (Angkor Wat)

Wyobraźmy sobie. Jest połowa XIX wieku, dokładnie 1861 rok. Francuski przyrodnik Henri Mouhot przedziera się przez kambodżańską gęstą dżunglę, podziwia wielosetletnie, wielkie drzewa, same w sobie godne zachwytu. I nagle trafia na fragmenty jakiegoś muru, oplecionego przez grube korzenie…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 43

Podchodzi bliżej, dziwi się, idzie dalej, wchodzi na jakąś polanę, która okazuje się dziedzińcem i wokół niego, gdzie tylko nie spojrzy roztacza się perspektywa na przedziwne, niezwykłe budowle…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 44

Tak precyzyjne, bogate w detalu, na pierwszy rzut oka mówiące odkrywcy, że to nie przypadkowa osada…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 45

Tak jak nie jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, jak Angkor wyglądał w stanie największego rozkwitu, tak myślę, że nie jesteśmy w stanie też wbić się w oczy Francuza i zobaczyć (czyli doświadczyć wszystkimi zmysłami) to samo, co on.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 46

Czy w niewątpliwym eurocentryzmie mógł szybko zaakceptować fakt, że odkrył właśnie bogate ruiny świętego miasta, które w czasach świetności, jakieś 600 lat wcześniej, liczyło sobie ok. miliona mieszkańców?! To była największe miasto tamtego świata, kiedy to Florencja liczyła sobie 70 tys., Rzym 30 tys, a Paryż głupie 25!

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 47

Nas już nic nie jest w stanie zaskoczyć.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 48

My tylko oglądamy to, co i tak już obejrzeliśmy w Internecie, na zdjęciach, w telewizji. Jasne – na własne oczy wrażenia są zawsze wyjątkowe, sam tego doświadczam, ale to nie to samo, co zobaczyć coś CO PRZERASTA DOŚWIADCZENIE I WYOBRAŹNIĘ.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 49

Może nawet w pierwszym odruchu pojawiło się u pana Mohuot podejrzenie gorączki, myśl o jakichś omamach, zwidach, szaleństwie.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 50

A my już tylko udajemy odkrywców. Zaliczamy kolejne cuda. Przynosi nam to oczywiście przyjemność, po to jedziemy na drugi koniec świata. Ale jak dalekie jest to od zbierania znaczków?

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 51

W chwili odkrycia cały Angkor zatopiony był w dżungli. Przez następne dziesiątki lat świątynie wydobywano spod korzeni i tylko Ta Prohm pozostał w lesie, choć pewnie nikt ówcześnie nie sądził, że stanie się przez to być może najbardziej ekscytującą atrakcją turystyczną.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 52

Co nie zmienia postaci rzeczy, że wejście do Ta Prohm to gigantyczna przyjemność i satysfakcja! Daleko od Bangkoku, jeszcze dalej od Koh Phangan, ale warto poświęcić jeden-dwa dni z tajskich wakacji pod palmami na podróż wgłąb historii świata 🙂

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 53

To jedno z tych miejsc, które zmieniają wszystkie nasze wyobrażenia. Żadne zdjęcia, żaden film czy opowieść nie oddadzą tego, co przeżyjesz i zobaczysz na własne oczy! Rozmach, przestrzeń, dbałość o detal, architektura dla nas zupełnie odmienna. Świadomość, że historia toczyła się zupełnie inaczej od naszych stereotypowych wyobrażeń. Wielka stolica Khmerów żąda, żeby ją podziwiać!

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 54

Nie będę silił się na spektakularne zdjęcia. Angkor został obfotografowany ze wszystkich stron – i to na pewno w lepszych warunkach i lepszym szkłem, niż ten, którym ja dysponuję. Zwłaszcza Angkor Wat – największy, najlepiej zachowany. Gdzie mi tam w konkury 🙂

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 55

Dlatego pozwolę sobie bezczelnie zwrócić Waszą uwagę na parę szczegółów, które zwróciły z kolei uwagę moją… Twarze…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 56

pełne radości i zmysłów, ale też pogrążone w zadumie i marzeniach

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 57

W naszej europejskiej tradycji rzeźbione w kamieniu historii twarze są zwykle groźne, ponure, czasem groźne. Rzadko widać na nich ten tajemniczy uśmiech Giocondy 🙂

A jeśli o twarzach mówimy, to oczywiście Angkor Thom, inna świątynia w kompleksie, słynna właśnie z wielkich twarzy, wykutych w kamieniu. I znowu: taki pogodny wyraz kamienia…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 58

Niebywała dbałość o szczegół! A gdy uwzględni się gigantyczną przestrzeń, wypełnioną dosłownie dziesiątkami mniejszych i większych sanktuariów, pomyśli o rozmiarach Miasta (Angkor znaczy “miasto, stolica”), to dbałość ta o każdy drobiazg wręcz powala na kolana…

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 59

Potem pojawia się pytanie: I po co to komu było? I na co? I po kiego? Odpowiedź zawsze ta sama, czy w Angkor, czy w Licheniu: dla władzy, oczywiście.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 60

A gdy wreszcie znudzi Cię kamień, zaczynasz patrzeć na ludzi.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 61

Także tych przy pracy. Cholernie ciężkiej!

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 62

Wyobrażacie sobie skosić te hektary trawnika maczetami? A wyobrażacie sobie te dziesiątki warczących kosiarek?

No i na koniec coś ważnego: zauważyłem dzieci chyba z sierocińca w towarzystwie starszego pana (raczej Europejczyka). Dzieciaki przytulone do niego, wręcz go osaczające. Wszyscy poszukują bliskości, czułości i akceptacji, prawda? Wzruszający obrazek.

W stolicy Khmerów (Angkor Wat) 63

0 odpowiedzi do artykułu “W stolicy Khmerów (Angkor Wat)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.