Davit Garenja i Udabno – taka jazda
…jest absolutnie ekscytująca! To jest droga ocierająca się chwilami o drogę idealną! I bynajmniej nie chodzi o jakość jazdy, lecz anturaż.
Język polski nie daje rady! Jak stopniować poziom zachwytu i rosnącej ekscytacji? Droga do Davit Garenji jest absolutnie fantastyczna (zwłaszcza dla tych, którzy autostrady traktują jako zło konieczne ). To jest gruziński interior.
Droga bliżej Tbilisi asfaltowa, potem dziurawa, potem już w ogóle nie asfaltowa, a chwilamia wcale nie droga.
Zaczynasz powoli rozumieć, co to jest Przestrzeń.
I od razu myślę, co muszą wyobrażać sobie ci, którym marzą się konne galowy w otwartej przestrzeni…
Jedną z ciekawostek tego regionu są dziwne parujące kotliny.
Okazuje się, że to słone jeziora! Jest ich tu całkiem sporo .
Szczerze mówiąc, przejażdżka tą drogą jest dla mnie atrakcją samą w sobie, na niej mógłby skończyć się dzień, i byłoby to dzień podróżniczo bardzo udany. A to przecież ledwie początek 🙂
A po drodze jeszcze spotykamy kolorowe skały. Kolejna intrygująca okoliczność przyrody 🙂 Geolodzy, proszę o komentarz!
Pora przedstawić naszego kierowcę jest Fridon.
Fridon pochodzi z Abchazji. Walczył w wojnie z Rosją. Od 25 lat mieszka w Tbilisi. Od tamtego czasu niegdy nie wrócił do swojego kraju. Jego zdanie po Rosji jest jednoznaczne i nie nadaje się do publicznego cytowania. Przeuroczy przy okazji człowiek.
Davit Garenja
Drugi zachwyt, to osamotniony na pograniczu gruzińsko-azerskim klasztor Davit Garenja.
Historia sanktuarium sięga VI wieku! Założony przez jednego z 13 syryjskich mnichów, Davita, który osiedlił się w naturalnej jaskini góry Gareja.
Zwiedzanie zaczyna się od kompleksu kościelnego Lavra. Następnie ruszamy w poważną wspinaczkę kamienisto-gliniastą ścieżką.
Już w busie poznajemy dwie dziewczyny z Polski, z którymi często mijamy się po drodze.
Wieje przeogromnie. Dochodzimy do szczytu ostrej grani, która rozdziela Gruzję od Azerbejdżanu.
Drugi zachwyt! Przestrzeń…
Ach, co za przestrzeń! Co za gra półcieni! Patrzeć, kontemplować, malować impresje, pisać wiersze!
Ach, co za różnorodność odcieni zieleni! Obraz odbiera mowę. Nigdy nie widziałem czegoś podobnego!
Odkrywam uskok tektoniczny. Ziemia pękła. Czy szrama na powierzchni ziemi pochodzi z Tego trzęsienia, które tak poważnie potraktowało Tbilisi w 2002? Czy jest jeszcze starsza?
Uwaga! Przekraczamy granicę azerską! Te słupki wyznaczają linię graniczną. Idąc po prawej, jesteśmy po stronie azerskiej.
Na drodze czekają nas azerscy i gruzińscy pogranicznicy. Można uczciwie powiedzieć, że Azerbejdżan zaliczony! Było pytanie o imię, o kraj, o cel podróży 🙂
Jeden z Azerów jest urodzony w Rosji, ma trochę polskie pochodzenie. Faktycznie, z twarzy rodak, jak się patrzy 🙂 Zdjęć nie wolno robić, w końcu to granica! Seriozno! Ciekawe, że po azerskiej stronie granicy strzeże trzech chudych jak patyki chłopaków, a tuż obok dwóch rosłych i mocarnie wyglądających Gruzinów. Gruzini żartują, że mają lepsze jedzenie.
Jeszcze jedno spojrzenie na azerską stronę
I już prawie wracamy, choć nigdy dość!
Droga powrotna dużo prostsza, wiadomo. Co nie znaczy, że łatwa 🙂 Po drodze street art sprzed tysiąca lat. Już wiadomo czym się mnisi w Udabno zajmowali w ciągu długich pustelniczych lat.
Dość zachwytów? A skądże! Teraz jedziemy do Udabno ożywionego, zamieszkanego .
Trzeci zachwyt. Udabno Oasis Club
Azaliż ponieważ?
A ponieważ, że podobnież w Udabno powstała polska osada zupełnie nie turystyczna! W samym środku gruzińskiego pustkowia.
Każdy busik na trasie Garenja Line zatrzymuje się w Udabno, w Oasis Club, na dwie godzinki.
Można tu zostać na piwko/winko i obiad, albo zostać na kilka dni.
Jej założyciel, Ksawery, 5 lat temu przyjechał, popatrzył, zachwycił się i został 🙂 Wierzę mu!
Teraz to już jest hostel, domki drewniane, restauracja-klub, scena artystyczna (w sezonie niemal codziennie albo koncerty lokalnych i nielojalnych muzyków, albo kino na powietrzu). No i jest Wanda!
Wanda akurat maluje nowe domki, żeby taaaaaakie mrówki miały gdzie chodzić.
Myślę, że Wanda ma pieruńsko szczęśliwe dzieciństwo. Ksawery nie oponuje 🙂 Oczywście czas późniejszy pokaże… Poznane „na szlaku” dziewczyny zostają tu na parę dni (czy im zazdroszczę, nie pytać!). Przy naszym stole zrobiło się pysznie, swojsko i wesoło. Dołączyli jeszcze Rafał i Agnieszka z Łodzi.
Rafał twierdzi, że są bardzo sympatyczni. Hmm… Skoro tak twierdzi… Czy można im nie wierzyć?
Żartuję oczywiście. Bardzo sympatyczne towarzystwo nam się zebrało przy stole. Tak, że nawet para Niemców została na ochotnika wzięta za Polaków 🙂 Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie 🙂
Żegnam Udabno z ciężkim sercem. Wiedziałem już wcześniej, że będzie tu niesamowicie, ale droga nas wzywa. Jutro ruszamy do Armenii. Zaklinam się jednak, że tu wrócę na spokojnie, na parę leniwych dni. Obiecuję! Ale teraz wracamy do Tbilisi.
Czy na dziś dość? Co za dzień! Trudno opanować emocje i uporządkować zdjęcia 🙂 A swoją drogą czekają nas jeszcze różne gruzińskie niespodzianki 🙂
I sympatyczne drogowe spotkania z epoką słusznie mnioną.
Po powrocie do Tbilisi, wieczorem, jesteśmy umówieni z Olą na ostatnią tbiliską kolację. Ola to moja sąsiadka z Łomianek. Kto by kiedykolwiek spodziewał się, że spędzimy razem ogromnie sympatyczny wieczorek w gruzińskiej knajpie w sercu Tbilisi 🙂
Nam wystarczyły trzy dni, żeby zakochać się w Gruzji. Ola, pracując to od lat kilkunastu już, oczywiście też kocha ten kraj i tych ludzi! Zachęca nas do podróży w inne regiony: Kazbek, Kahetia, Swenatia… Następnym razem, Olu, następnym razem 🙂 A teraz potrzebny nam choćby krótki odpoczynek, bo jutro… Armenia czeka 🙂