swoją drogą

Gruzja-Armenia-Iran-Stambuł. Dzień 4: do Armenii

Czy można pokochać dwie kobiety w tym samym czasie? Kto się wybierze do Gruzji i Armenii, przekona się, że nie ma innego wyjścia…

Armenia, piękna Ty! 

Będzie krótko, choć nie wiem jakim cudem… Jak pokrótce streścić dwudniowy przejazd marszrutką, taksówką i wielokrotnym autostopem przez zachwycającą Armenię, zamieszkałą przez zachwycających, bezpośrednich, pomocnych ludzi. Będzie krótko i bez ilustracji, bo piszę już z Iranu… Iran to też cudowny kraj zamieszkały przez cudownych, przyjacielskich ludzi, ale żyjący w znacznym odcięciu od świata, co powoduje, że np. łączność internetowa jest praktycznie niedostępna w miejscach publicznych. O darmowym wi-fi przy kawie w kawiarni w ogóle można zapomnieć…

Granice, granice

Zrelacjonuję zatem tylko pokrótce dwa armeńskie dni. Na dłuższe ilustrowane opowieści będzie trzeba poczekać. Armenia zaczęła się kilkugodzinną jazdą międzynarodową marszrutką z Tbilisi. Granica i kontrola paszportowa przebiegła sprawnie i szybko. Gruzja ma dobre stosunki i z Armenią, i z Azerbejdżanem, natomiast między tymi ostatnimi trwa de facto wojna zaczepna.
Po drodze zaobserwowaliśmy niecodzienne zjawisko. Tłumy odświętnej młodzieży i dorosłych. Wielu z nich trzymało w ręce długi goździk. Zapytałem kierowcy (Ormianina), co to za święto, a ten z nieukrywanym zdziwieniem pyta: Nie wiesz jaki dziś dzień?! 24 kwietnia, nie wiesz?! Genocid! Pyta czy wiem, co to za święto, a ja z rozbrajającą szczerością przyznałem, że nie… I chyba tym go obraziłem. Już do końca się do mnie nie odezwał, burkliwie wyrzucił nas przy drodze zniecierpliwiony tym, że nie umiemy się zdecydować, gdzie wysiąść… Do Armenii wjechaliśmy w Dzień pamięci o tureckim ludobójstwie dokonanym w latach 1915-17 roku na Ormianach.

Sevanawank w gratisie

Do Armenii wjechaliśmy w dzień po tym, jak w Erewaniu i w całym kraju tłumy wiwatowały na cześć ustąpienia ze stanowiska premiera znienawidzonego dotychczasowego dwukrotnego prezydenta Serża Sarkizjana.
Uświadomił nas o tym przydrożny sklepikarz, do którego wstąpiliśmy po kawkę i wskazówki, jak dotrzeć nad jezioro Sevan, pod monastyr Sevanawank.
Po dłuższej politycznej dyspucie i wyrażonych słowach szacunku do narodu ormiańskiego i współradości wyszliśmy na drogę, żeby 2 km zrobić pieszkom… Ale już po niedługim czasie zatrzymała się marszrutka i podrzuciła za darmoszkę na krzyżówkę. Tam z kolei po przejściu kilkuset metrów niezatrzymywana przez nas zatrzymała się taksówka i znowu za darmo podrzuciła nas pod sam monastyr. Sevanawank doczeka się na pewno osobnej opowieści – teraz tylko powiem: imponujący, zjawiskowy, fotogeniczny, po prostu piękny…

Gruzja-Armenia-Iran-Stambuł. Dzień 4: do Armenii 5

Sevan-Jeghengadndzor

Ruszamy dalej. Nie dało się odejść. Taksówkarz, który nas tu podrzucił uparł się i dopiął swego, czyli za 900 dram (czyli circa 9 zł) podwiózł do miasteczka Sevan. Przez całą drogę namawiał na kurs do Martuni, dokąd chcieliśmy dotrzeć autostopem, by dalej przez Jeghengadndzor, Goris (monastyr Tatev) i Meghri dotrzeć do granicy irańskiej. My uparcie odmawialiśmy. Ostatecznie padliśmy w nierównej walce. Po pierwsze do Martuni miał nas zabrać brat taksówkarza, mówiący nienajgorzej po polsku. Po drugie cena spadła z 8000 do 7000 dram. Po trzecie brat-swojak całkiem słusznie podkreślił, że jadąc z nim zyskamy parę mocnych punktów wycieczkowych i będziemy mogli zatrzymywać się w każdym wskazanym miejscu na zrobienie zdjęć. Dodam tylko, że znający się na swoim fachu taksówkarz, namówił nas na jeszcze kolejny odcinek, do Jeghengadndzoru ( za cenę 1600 dram łącznie, czyli blisko 200-km kurs z „pakietem turystycznym” mieliśmy za 80 zł od osoby.

I znowu uprzedzę, że wszystkie odwiedzone miejsca doczekają się osobnych wpisów, bo koniecznie będę chciał wszystkich namówić na zachwycającą Armenię!

Każdy Ormianin chce Ci pomóc

W Jeghengandnadzorze zdobyliśmy nocleg z pomocą licznych kolejnych życzliwych ludzi. I trafiliśmy do Campingu, gdzie dostaliśmy po rodzinnej rekomendacji bardzo wygodny za pokój za cenę niższą od cennikowej o jakieś 25%. Dodatkowym walorem campingu było to, że ulokowany był na wylocie z miasta w pożądanym kierunku na Goris 🙂

Jeśli mało mieliśmy przygód pierwszego armeńskiego dnia, to drugi dzień okazał się istnym autostopowy szaleństwem i potwierdzeniem wszystkich zasłyszanych opinii o Armenii i Ormianach! Ale o tym napiszę w następnym poście. Miało być krótko, nie dało się 🙂 Muszę dziennik podróży utrzymywać w porządku dziennym, żadnych dróg na skróty.

Wszyscy pakować się do Armenii!

Gruzja-Armenia-Iran-Stambuł. Dzień 4: do Armenii 6Przed zakończeniem powiem tylko tyle. Jeśli ktoś kocha piękne góry i drogi wspinające się na wysokość 2500 m npm…, jeśli ktoś lubi niezorganizowane podróże, które się same cudownie organizują…, jeśli ktoś kocha być z ludźmi i daje się namówić na kieliszek wódki, zaoferowany przez starego taksówkarza w rozklekotanej ładzie lub na zakrapianą biesiadę z byłymi żołnierzami…, ten zakocha się w Armenii bez cienia wątpliwości!

Do usłyszenia, może. Nawet jutro… 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.