Pierwsze godziny w Teheranie
Jesteśmy w Iranie. W Islamskiej Republice Iranu. W Teheranie. Bardzo powoli dociera do świadomości fakt przekroczenia nie jednej, ale kilku granic jednocześnie. Politycznej, geograficznej, religijnej, kulturowej, historycznej, a także – a może przede wszystkim – ludzkiej. Zupełnie inny świat, choć patrząc na ulice, nie ma aż tak wielu różnic w porównaniu do wielu innych azjatyckich krajów. Jednak jest to zupełnie inny świat, o czym będę się dobitnie przekonywał każdego dnia podróży.
Co potrzebne
Teraz jesteśmy w Teheranie, konkretnie na dworcu kolejowym, jest druga w nocy. Czekamy na poranny pociąg. Mamy dużo czasu do czekania, za mało żeby zrobić z niego turystyczny przerywnik, ale dobry żeby mieć z niego podróżnicza korzyść. Kupujemy irańską SIM-kartę do telefonu i pakiet internetu mobilnego. Niedrogo. Karta kosztowała bodajże 25 zł, a każdy Gb internetu 100 000 riali, czyli mniej niż 10 zł. Internet w Iranie jest cenzurowany i publicznie niezbyt często oferowany. Żeby korzystać z FB albo YT czy Msg, trzeba zainstalować VPN’a. Siłą rzeczy Facebook nie jest używany przez Irańczyków. Natomiast popularny jest Instagram. A z komunikatorów Whatsapp. Uprzedzając wypadki, pomocna jest także aplikacja Snapp.ir – irański odpowiednik Ubera. Taksówki niemal za darmo, ale przy zamawianiu konieczna pomoc zawsze pomocnych Irańczyków 🙂
Jesteśmy w Teheranie i czekamy na poranny pociąg… Mając sporo czasu podglądamy ludzi. Z miejsca widać, że społeczeństwo Iranu dzieli się na podstawowe dwie kategorie, na własny użytek nazwane: ortodoksi i postępowi. Skąd my to znamy? Oczywiście te dwie wielkie grupy będą miały wewnętrzne podziały, ale teraz nie będziemy tak głęboko wnikać. Po kobietach najwięcej można poznać. Fotografujemy z ukradka, nie wiedząc czy w Iranie jest to dopuszczalne.
Jesteśmy w Teheranie i czekamy na poranny pociąg do Sari (8:15). Mocno podekscytowani, bowiem linia kolejowa przecina góry Alborz i wszystkie znaki w blogosferze podróżniczej mówią, że nie będziemy żałować :). Bilet na zwykły pociąg „osobowy” (mahooney) ledwie 10zł za 7 godzin jazdy! Trzeba kupić w Passenger Service, otwartym od 5:30 – gdyby się ktokolwiek wybierał. Już od piątej pod drzwiami gromadzi się tłumek, który z chwilą otwarcia drzwi rzuca się do kas, jak po promocje w lidlu 🙂
8:15 do Sari
No dobrze. Jedziemy. Początki takie sobie. Fajne, ale żeby z tego sensację robić… Do takich obrazów już jesteśmy przyzwyczajeni 🙂
Skały, skały, skały…
W przerwach od fotografowania zajmujemy się z Waszkiem podglądaniem korytarza i kolejowymi opowieściami ze współpasażerami.
Uwaga na stronie: w Iranie nie ma żadnej możliwości, żeby usiąść gdzieś i zatopić się w anonimowości. Hello! Skąd jesteście? Iran good? Ile masz lat? Czym się zajmujesz? Gdzie jedziesz? Co już widziałeś w Iranie… Taka przepytanka czeka na ciebie w: taksówce, pociągu, poczekalni, sklepie, na ulicy, przez szybę samochodu (choć wtedy czas pozwala tylko na skrócony zestaw pytań) i na posterunku policji. Wszędzie i zawsze 🙂 No dobrze, jedziemy. Robi się coraz ciekawiej. Ale to dopiero początek. Prawdziwe przebicie przez góry dopiero nas czeka.
Tunele, wiadukty, góry o nieprawdopodobnych kształtach i fakturach, zgrzyt kół na zakrętach.
Po drodze miasteczka, opuszczone wioski, przestrzeń zupełnie niepodobna do innych…
Nie dziwne, że zachwyt nie znika twarzy… Poluję z aparatem na małego chłopca w sąsiednim przedziale. Ucieka do taty, wraca, znowu ucieka, w końcu staje i wzrokiem mówi: „No dobra. Masz mnie”…
Bateria aparatu parzy ręce.
Za-chwy-ca-ją-ce!!! Pociąg Tehran-Sari? Polecam!
W zeszłym roku pociąg przez herbaciane wzgórza Hill Country w Sri Lance, 5:50 Columbo-Nuwara Elija. W tym roku 8:15 Teheran-Sari. To za rok gdzie? Kolej andyjska w Chile?
Irańskie spotkania, odc.1
A teraz uwaga! Pierwsze niesamowite spotkanie w Iranie! Zaintrygowała mnie Iranka na korytarzu, która bardzo spontanicznie, wzruszająco reagowała na widoki zza okna… Potem dowiedziałem się, ze to jej pierwsza podróż pociągiem od wielu, wielu lat…
Zauważywszy, że ją ukradkiem fotografuję, kobieta uśmiecha się szeroko i sama podchodzi i zaczyna konwersację.
Kobieta? Do obcego mężczyzny?! W Iranie?!! Ach, jakie to było miłe spotkanie i ciekawa rozmowa. Mam wielką nadzieję, że będzie okazja dokończyć konwersację w Teheranie, tuż przed powrotnym lotem do Istambułu.
A maszynista ciągle zawija te swoje tunele, mosty i zakręty…
Najzabawniejsze w przebiegu tego dnia, że przyjeżdżamy do Sari lesie po 15-tej, a więc mamy jeszcze pół dnia, żeby znaleźć jak najtańsze lokum i powłóczyć się po mieście. Tani i dość podły hotelik wskaże nam obsługa knajpki z kebabem, przy której się zatrzymaliśmy na krótki recharge), a podwiezie nas do niego właściciel za darmo swoim samochodem. Wynegocjowaliśmy cenę 1000000 riali za noc (na oko 85 zł). Krótki prysznic i w miasto.
A więc to tak wygląda?
To są nasze pierwsze ulice Iranu. Jesteśmy na wybrzeżu morza kaspijskiego jakieś… 1000 km od granicy z Armenią, którą przekroczyliśmy pieszo… wczoraj rano!!! Trudno to dociera do świadomości 🙂
Otoczeni z miejsca zostaliśmy Irańczykami, którzy na wieść że naszą ojczyzną jest Lachestan, promienieją z radości i z miejsca ustawiają się do aparatu albo robia sobie z tobą selfie. Chętnie się z nim dzielą, bo kolejną popularna aplikacja jest share-it.
Obdarowują gorącym chlebem i nie przyjmują za niego pieniędzy…
Albo nawet zaproszą do gry w kosza, nie przyjmując do wiadomości, że nie umiesz celnie wrzucić papierka do kosza, nie mówiąc o piłce i obręczy…
Jeden dzień wystarczy żeby zakochać się w Iranie! A przecież to dopiera sam początek naszych irańskich wojaży 🙂 Będzie się działo, oj będzie! Już jutro (jakby dzisiaj nic się nie wydarzyło)…
Pingback: Swoją drogą... Gruzja-Armenia-Iran-Stambuł. Dzień 16: Esfahan i Teheran bye bye!