Nie jadę!
6 miesięcy planowania, układania, szperania i oczekiwania. Nie jadę! Trudno się z tym pogodzić, ale trzeba. Nie jadę! Dokładnie o godz. 22, dziesięć godzin przed wylotem gubię wszystkie pieniądze przeznaczone na podróż! Pieniądze, karty, dokumenty. Cały wypchany portfel. Z własnej niewymuszonej okolicznościami winy! Psia krew! Żadnego pola manewru. Totalna porażka. Zatem: nie jadę? Pieniądze rzecz umowna. Paszport z wizą na szczęście się ostał. Karty zablokowane. A może trzeba losowi powiedzieć: ty ze mną tak?, to ja z tobą tak! Moje córki mówią: tata, leć! Żona mówi: rób, co ci serce podpowiada…
Poleciałem. A raczej polecieliśmy z Waszkiem. Lot Wizzairem z W-wy 8:50. W Kutaisi 14:30 czasu gruzińskiego (+2). Zaraz po przylocie autobusem linii Georgian Bus (20 lari) jedziemy do Tbilisi.
Droga długa ale bardzo ciekawa. Gruzja od środka: szare lub bardzo szare budynki, sowiecki bałagan ocierający się o ruinę, biedne wioski, chaotyczne miasta, przepiękna przyroda, fascynujące kaukaskie krajobrazy, kamieniste szeroko meandrujące rzeki, swobodnie pasące się krowy na tle zielonych gór. Co raz dumny klasztor lub starochrześcijański kościół na skale. Żal, że jedziemy busem i nie można zatrzymać się, by nacieszyć oko i obiektyw aparatu. Szkoda, że Gruzja w moich planach zajmuje tylko 3 dni. No ale dobrze. Będzie na zachętę.
Tbilisi
Przyjeżdżamy do Tbilisi po 4 godzinach jazdy ciasnym jak puszka sardynek busem. Lądujemy na placu Puszkina. Na kolumnie Św. Jerzy. Giorgio. W końcu jesteśmy w Georgii 🙂
Pięknie jest wokół, tylko zimno i wieje. A w Warszawie była (jest) taka piękna, upalna pogoda, ech… Ale za to do przeparkowania i ustalenia dalszej marszruty przygrywa nam rozczulająco fałszujący rockowy band.
A my idziemy do hostelu, co krok zaskakiwani gruzińską rzeczywistością. Jeśli remont ulic, to krajobraz przypomina plan Pianisty. Apokalipsa!
Zaglądam ciekawsko do bramy. Wchodzę na wewnętrzne podwórko kamienicy. A więc tak wygląda zwykle życie Gruzinów w Tbilisi. No pięknie :). Mnie się takie klimaty bardzo podobają oczywiście!
A niedaleko obok pierwszy z brzegu przykład fascynującej architektury Tbilisi. Mam nadzieję jutro upolować tego dużo więcej!
Instalujemy się w cudownie surowym backpackerskim hostelu Green Stairs. Naprawdę lubię takie warunki. Przecież to tylko po to, żeby się przespać i ruszać dalej!
Off Tbilisi
Za rekomendacją Oli (ukłony i pozdrowienia !), trafiamy do Fabriki, czyli takiego Off Tbilisi. Fajne wyluzowano-miejskie klimaty. Jeszcze tylko lufka tradycyjnej gruzińskiej czaczy i mała kolacja w Tube (proste pojedyncze danie 15 lari) i kończymy dzień.
Jestem potwornie zmęczony nieprzespaną domową nocą, długą i ciasną jazdą busem; ciągle niepogodzony z wczorajszą deprymującą stratą, zdezorientowany emocjonalnie (bo miało być tak fantastycznie a zaczęło się tak dramatycznie), niepewny czy uda mi się to, co sobie zaplanowałem, nieśmiałe podniecony odkrywaniem Nowego… Jedno jest pewne, jutro będzie zupełnie inny dzień…