Legendarny Kaosan. Kao Sang Road. Przewodniki piszą: “miejsce spotkań”. W rzeczy samej to miejsce, gdzie można spotkać wszystkie nacje uprawiające nieskrępowaną granicami i dystansami turystykę. Jednocześnie to nie jest miejsce, gdzie można spotkać prawdziwą Tajlandię. To mekka turystów, ulicznych sprzedawców, masażystek i wszelkiej maści tubylczych cwaniaków 🙂 Stali bywalcy kpią, grymaszą (że tłumnie, że ceny za wysokie) ale i tak za każdym razem =, gdy przelatują do Bangkoku muszą na Kaosan wpaść, albo nawet wziąć pokój w kultowym Rambuttri Village Inn & Plaza 🙂
Już tęsknię..


Kaosan to bez wątpienia ulica, na którą przypada największy procent freaków na metr kwadratowy na świecie!
O jakiej porze by tu nie przyjść, jest ciekawie. Można coś na szybko zjeść, napić się pysznego piwa z lodem, popatrzeć na ludzi, zostać nawrócony na słuszną drogę 🙂 I tylko nie wiedzieć dlaczego każdy Taj na tej ulicy jest święcie przekonany, że każdy farang (Europejczyk, Amerykanin czy Japończyk, mężczyzna czy kobieta) – potrzebuje nowego garnituru???
Wedle moich obserwacji namawiaczy garniturowyc jest dzisiaj tu zdecydowanie najwięcej… Poza tym kupić można wszystko, np. jakieś kolorowe drobiazgi dla dzieci…
czy relaksujące usługi masażu stóp
Widzę, że naprawdę warto – jak mawiał klasyk!
A poza tym – jest jak wszędzie. Prócz specyfiki tajskiej, ciągle bardzo frapującej przybysza z bardzo daleka, zmęczeni pad-thaiem mogą skorzystać i najeść się do syta zdrowym, pysznym, globalno-amerykańskim jedzeniem 🙂
Patrzę na zdjęcie i myślę, że tak mógłby się zacząć jakiś mocno wkręcający film… Para przyjeżdża do Bangkoku, wyskakuje z taksówki i wpada od razu w tłum ludzi na Kaosan. Nagle jedno orientuje się, że drugie zniknęło! Zaczynają się poszukiwania, które prowadzą do podejrzanej sekty gdzieś na odległej wyspie, jakieś pięknej tropikalnej plaży, niebiańskiej plaży… A może to już było? Hmm… Nie ma co kombinować, trzeba się napić changa z tubylcami!
Jako że wieczór nadciąga i zamiast stoisk z ciuchami i pamiątkami, zaczyna się na ulicy robić coraz bardziej rozrywkowo.
Tłum wesołych, lekko podpitych Europejczyków (i nie tylko) pociesza cię, że nie sam przyjechałeś do Bangkoku poza sezonem. SangSom z kubełka jednoczy przybyszy zupełnie dosłownie 🙂
Uwaga: nie masz co ze sobą zrobić w Bangkoku? Nudzi ci się? (Serio?!) Tęskno ci, panie? O każdej porze dnia i nocy wpadaj na Kaosan, kup jakąś butelkę, usiądź na krawężniku, a zaraz dosiądzie się do ciebie jakiś Taj i szybko zacznie się łamianie lodów kulturowych 🙂
Możesz się także dosiąść do jakiejś gry. Wolny wybór.
Albo weź taxi i podskocz do Nana Plaza, niedaleko, parę kilometrów, gdzie możesz pospacerować wśród pięknych dziewczyn i ladyboyów, zgadać, a nawet usiąść do jakiejś gry zręcznościowej czy planszówki!!! Wierzcie mi lub nie, ale można z tymi dziewczynami pograć niemal do świtu bez żadnych zobowiązań ani tym bardziej opłat! Też bym nie uwierzył, że można tak dzień w Bangkoku zakończyć, gdybym sam tego nie doświadczył, i to do tego pierwszej nocy zaraz po przylocie! Życie zaskakuje 🙂
Ulica Rambuttri tworzy z Kaosan jeden organizm. Przy czym na Kaosan robi się raczej zakupy, a przy Rambuttri siada do jedzenia. Kto wiedziony legendą dotrze na Kaosan niech koniecznie wyszuka wąski przesmyk, uliczkę Soi Sunset (mniej więcej na przeciwko knajpki Kaosan 1986) i przejdzie na Rambuttri. Zwłaszcza jeśli ma ochotę zjeść coś tajskiego (nietajskiego też, ale do Tajlandii przyjeżdża się jeść tajskie, nieprawdaż?).

(Misao Ono)
Tutaj naprawdę czas płynie innym nurtem. Rambuttri żyje cały dzień i długo w nocy, choć późną nocą Rambuttri idzie już spać, a Kaosan ciągle się bawi – co niech będzie wzięte pod rozwagę przez szukających hotelu także do spania.

(VisualFXlab)yglyig
Kto wyjrzy z Soi Sunset na Rambuttri i zerknie w prawo, zobaczy, że droga skręca w lewo. I tam, na zakręcie, po prawej stronie drogi mieści się biuro podróży (Lompraya), gdzie należy kupować bilety na autobus do Chumphon (w prowincji Surat Thani) łączony z biletem na katamaran zaliczający kolejno Koh Tao, Koh Phangan i Koh Samui. Komu marzą się tropikalne wyspy – koniecznie!
Zamiast spędzić kolejną noc w swoim hotelu, chyba lepiej za te same pieniądze obudzić się na statku przecinającym gorące wody Zatoki Tajlandzkiej!!!