swoją drogą

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się… (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9)

Lwów. Miasto czy legenda? I dlaczego dopiero teraz?

Dotarłem do tego miasta z przedziwnym uczuciem świętokradztwa… Dlaczego tak dziwnie się czuję? Skąd to wzruszenie i ekscytacja? Może dlatego, że od bez mała 50 lat słyszałem o Lwowie, czytałem o Lwowie, myślałem o Lwowie, śniłem wręcz o Lwowie. A on zawsze wydawał mi się nieosiągalny. Może dlatego, że tkwi we mnie ciągle powidok sowieckiej żelaznej kurtyny? Że Lwów (i cała Ukraina) to zamknięty świat. Zabronione miasto. Odebrane. Niedostępne. Podbite? Ale jestem. Tak normalnie, zwyczajnie, po prostu przyjechałem pociągiem z Drohobycza (jak to niesamowicie brzmi, prawda?).

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 1

Dworzec jest niesamowity! Jak pałac z wielkimi kandelabrami i ciężkimi zasłonami w oknach. Przeczytałem, że pierwszy pociąg żelazny do Lwowa przybył z Przemyśla w 1861, a sam dworzec został otworzony w 1904 roku. I od tej pory stoi dumnie, choć czasy świetności chyba minęły. Dla czystej przyjemności idę do hostelu pieszo. Chcę jak najbardziej wydłużyć ten niesamowity dzień, który zaczął się w Kołomyi, po drodze zahaczył o Stanisławów i Drohobycz, a kończy się tu, w mieście z marzeń.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 2

Hostel wybrałem dwa dni przed przyjazdem, ofert jest mnóstwo, zwłaszcza, gdy nie wymaga człowiek osobnego pokoju i własnej łazienki (niby po co?). Moje potrzeby w podróży są absolutnie minimalistyczne: łóżko, krzesło żeby plecak położyć, jakaś łazienka, prysznic, czajnik do kawy. Wsjo. Mój typ padł na Z-One Hostel. Bardzo wygodny, w dobrej lokalizacji i bardzo dobrej cenie: za jedną noc 32 złote (230 hrywien). Rano bez najmniejszych problemów można było zostawić plecak na cały dzień, potem po niego wrócić. Można jeszcze skorzystać z czyściutkiej łazienki i naparzyć sobie do woli kawy w kuchni. Mogę śmiało polecić!

Lwów czyli Львів 

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 3

Prawdziwe smakowanie miasta zaczynam bardzo rano, żeby jak najwięcej mieć czasu nie tylko na free walking tour, ale też na samodzielne myszkowanie off-the-beaten-track, jak to mam w zwyczaju. Pierwsze wrażenia, po wyjściu z hostelu, zgodne z przewidywaniami. Jest ciekawie, intrygująco, z jednej strony swojsko, z drugiej egzotycznie. Znowu – jak w innych miastach mojego tripu – przeżywam wielowymiarową podróż w czasie.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 4

Jak już wspomniałem, dzień zacząłem od przedspaceru po mieście, który miał mnie doprowadzić do Rynku Starego Miasta, gdzie zbierają się grupy umówione na “darmowe” spacery z przewodnikiem. Już więc z samego rana mogłem cieszyć oko fantastyczną architekturą miasta…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 5

Nie zapominając ani przez chwilę, że jestem – było nie było – w Ukrainie 😊

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 6

Taki Rynek, że proszę państwa…

Jeśli dojście do Starego Miasta mnie urzekło, to wejście w obszar Rynku po prostu rzucił na kolana. Czy ktoś mówił, że Lwów to najpiękniejsze miasto na świecie? Było chyba o tym kilka przedwojennych piosenek, wierszy i filmów. Albo tysiące! Zdjęcia oczywiście nie oddadzą całego uroku. Nawet się nie będę wysiał. Byli ode mnie lepsi z lepszym szkłem. Ale zapewniam: zachwyt gwarantowany. I lekkie poczucie wstydu, że dotarłem tu dopiero teraz…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 7

Rynek Starego Miasta jest bardzo polski w swoim charakterze, tu nie ma cienia wątpliwości. Trochę mniejsza ale co najmniej równie piękna wersja  Kraków. A że turyści tu przede wszystkim polscy i język polski jest tutaj wszechobecny, to wrażenie polskości starego Lwowa jest jeszcze bardziej namacalne. Pod Neptunem zbierają się grupki chętnych na free walking tour.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 8

Zupełnie celowo wybrałem sobie angielską grupę, ciekaw jak przewodnik będzie przedstawiał historię miasta. I uczciwie muszę przyznać, że sympatyczny Ukrainiec wielokrotnie podkreślał, że tak jak swoje początki miał Lwów ruskie, to przez bardzo wiele lat było miastem o polskim rodowodzie. Tak, z naszej perspektywy Lwów to miasto na wskroś polskie, ale fakty są trochę bardziej złożone… Miasto założone zostało na obszarze Grodów Czerwieńskich w połowie XIII w. przez króla Rusi Daniela Halickiego, który nazwał miasto na cześć swojego syna Lwa. Od 1349 do 1772 (z małymi przerwami) było w rękach polskich. W czasach rozbiorów Lwów był stolicą Galicji (w składzie Austro-Węgier), po I wś przez krótkie 2 lata należało do Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 9

Jedna z nielicznych pamiątek z ukraińskiego okresu lwowskiego międzywojnia

Od 1920 do wybuchu II w.ś. oczywiście Lwów znów był polski (choć wśród mieszkańców było mnóstwo Ukraińców, Żydów, Ormian i Rosjan). Po wojnie, wiadomo –  Lwów, jak i cała Ukraina, trafiła pod „opiekuńcze” ramiona Rosji Sowieckiej. Powiedziawszy to, dla uczciwości, nie ukrywam, że tropiłem ślady polskiego rodowodu miasta. I takie ślady są, nikt ich nie ukrywa, nie zasłania świeżym tynkiem, nie wyrywa z posadzek. Sprawia mi przyjemność (pytanie; dlaczego?), znajdywanie takich różnych, małych poloników…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 10

Zabytki, katedry, pomniki…

Nie będę tu relacjonował całego spaceru oczywiście. Powiem tylko w skrócie: koniecznie trzeba sobie taki tour zafundować, będąc w Lwowie. Samemu trudniej uchwycić wszystkie smaczki i historie. Spacerując z grupą zaznaczałem na mapie w telefonie punkty, do których chciałem wrócić, by nasycić oko i nienasycony obiektyw olympusa.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 11

W zaułku Rynku trafić można do najstarszej kawiarni Lwowa

Miejsca, które przykuły moja uwagę to na pewno pełna mistycznego uroku katedra ormiańska (której początki sięgają XIV w.), a w której wnętrzu akurat miałem okazję posłuchać krótko ormiańskiego sakralnego śpiewu…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 12

Katedra Dominikanów, przebudowany w XVIII w. na polecenie.. kogo?… hetmana Potockiego oczywiście.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 13

I mocarna cerkiew wołoska (czyli Cerkiew Zaśnięcia NMP), wybudowana w miejscu drewnianego kościółka stojącego tam od końca XVI w.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 14

Zabytków ci we Lwowie pod dostatkiem, a lista ich nieskończona.  A czasem także sympatyczny pomnik się trafi, na przykład Nikifora, który urodzony w Krynicy był z pochodzenia Łemkiem. Pierwszy upublicznił jego prace w 1930 r. ukraiński malarz Roman Turyn. We Lwowie jeszcze przed wojną odbyły się pierwsze wystawy jego prac.

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 15

Za nos – jak każe “tradycja” – Nikifora nie chwyciłem, istnieje więc podejrzenie, że mogę już nigdy więcej do Lwowa nie przyjechać. A szkoda by była… 

Off the beaten path

Uciekamy więc już od “przewodnikowych” zabytków i ruszamy doświadczyć miasta tu i teraz, od ulicy i podwórka. Trochę zajrzeć na przykład na targ książek pod Arsenałem Królewskim. Targ rozłożony jest w cieniu pomnika Iwana Fedorowa, pierwszego lwowskiego drukarza ksiąg cyrylicą, który chyba nieopatrznie najadł się powiększającymi ciasteczkami “Zjedz mnie”. 

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 16

W pobliżu Opery Lwowskiej (zachwycającej architektonicznie, jakżeby inaczej) trafiam na ślady współczesności.  Jest sierpień 2018 roku. Trwa akcja w imię uwolnienia z rosyjskiego więzienia głodującego Ołeha Sencova!

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 17

EDIT: Ołeh Sencov przerwał swoją głodówkę w październiku, po 145 dniach, doprowadzając swój organizm na skraj wyczerpania. W kolonii karnej odbywa wyrok 20 lat więzienia za rzekome przygotowywanie zamachów terrorystycznych!

A gdyby ktoś zapomniał o trudnej współczesności Ukrainy, to te dziewczyny chętnie mu przypomną, że polityka to nie zabawa…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 18

Zagłębiam się w Lwów jeszcze dalej od utartych ścieżek turystów.  Z wścibską ciekawością zaglądam w podwórka i na klatki schodowe, pamiętające oczywiście zupełnie inne czasy i innych mieszkańców…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 19

Jak w każdym ukraińskim mieście łatwo można trafić albo i przejechać się starą, radziecką ładą. Tu we Lwowie nie ma ich aż tak wiele, jak na wschodzie kraju, ale oczywiście są, odpoczywają po latach ciężkiej pracy gdzieś w bocznych uliczkach..

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 20

Trzeba pamiętać, że Lwów to nie jest miasto na kilka godzin czy nawet na  jeden dzień (który miałem do dyspozycji). Chciałoby się powałęsać jeszcze dalej,  gdzie cisza trwa niedzisiejsza, ale na mnie już pora. Powoli zbieram się do powrotu do kraju… Nota bene, skąd nazwa Ukrainy? U kraja… czyli daleki kraj, inaczej – z francuska – prowincja…

Wreszcie: Lwów! Przyjechałem, zobaczyłem, zakochałem się... (Autostopem przez Ukrainę, dzień 9) 21

Już wieczór. Żegnam się ze Lwowem. Myślę, że mój plan ukraińskiego tripu ułożył się idealnie. Zacząć w stolicy, w Kijowie. Potem przejechać prowincję zbliżając się do Kresów. I zakończyć najmocniejszym, lwowskim akordem.  Jestem nasycony – jakież to dla mnie rzadkie uczucie w podróży 🙂 Idę zatem pod dworzec, gdzie mam umówiony transport do Polski. Jeszcze nie wiem, że droga do domu to będzie zupełnie osobne, szczególne przeżycie, niekoniecznie sympatyczne… 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.