Ledwie dzień minął, a ja już się czuję zadomowiony na Sri Lance. To pewnie wszystko przez panujący tu cudowny klimat. Zanim jeszcze ruszyliśmy do Colombo, googlając sobie z zaciekawieniem okolice Udawalawe, trafiłem dosłownie palcem na mapie na zlokalizowaną trochę na uboczu świątynię o tajemniczej nazwie Bambaragala Aranya Senasanaya. Jeśli coś znajduje się “poza szlakiem”, to tam chcę pojechać najbardziej! Nasz gospodarz natychmiast skrzyknął kogoś z rodziny, kto tuk tukiem zawiózł nas za parę groszy na miejsce.
Bambaragala Aranya Senasanaya
15 km na północ od miasta, a raczej centralnej “krzyżówki” głównych ulic (Udawalawa Junction), mieści się ta niewielka, odludna, ale tym samym bardzo autentyczna świątynia o urodziwej nazwie.
Turystów tu zero, za to na niemal każdym rogu, a raczej na każdym drzewie, spotkać można chętne kradzionego lub podarowanego jedzenia małpki.
Kobiety przygotowują talerze z owocową ofiarą dla Buddy, tymczasem małpy raczą się resztkami, żyjąc w naturalnej symbiozie z wiernymi.
Ofiarę składa się całą rodziną, w zamian otrzymując błogosławieństwo wyśpiewane mantrą przez lokalnego mnicha.
A tymczasem małpy pilnują swojego porwanego ze wspólnego stołu posiłku…
A w drodze powrotnej jeszcze jedna animalna przygoda nas spotkała. Azja…
Autobusem – koniecznie
Wczesnym popołudniem idziemy z plecaczkami na autobus do Colombo, żeby zdążyć na nocny samolot do Kuala Lumpur. O tyle wygodnie, że przystanek mamy zaraz po wyjściu z terenu hotelu na ulicę. A proszę państwa, jazda autobusami po Sri Lance to przygoda, którą tacy backpackerzy jak my kochają najbardziej!
Sport ekstremalny w lokalnym anturażu. Odważnie powiem, że autobusy to kwintesencja Sri Lanki.
Kurs Udawalawe – Colombo to atrakcja dla ludzi albo o stalowych nerwach, albo na tyle zmęczonych, żeby zasnąć jak najszybciej. Ja ustawiłem się jak najbliżej kierowcy, cały czas zastanawiając się z lekką palpitacją serca, jakim cudem unikamy czołowego zderzenia z innym autobusem…
albo seryjnego potrącenia rzeszy tuktuków, które roiły się gęstniejącym tłumem z każdym kilometrem bliżej Colombo.
Sri Lanka z okna autobusu do Colombo to rozciągnięta na kilkadziesiąt kilometrów jedna długa miejscowość o wielu nazwach. Żadnej różnicy, czy przejeżdżasz przez Idangodę czy Ingiriyę. Miasteczka pozbawione architektury i jakichkolwiek cech odróżniających. Ale za to zawsze z przyjaznymi ludźmi po drodze.
Lecz bynajmniej droga się nie dłuży. Mogę nawet śmiało powiedzieć, że to autentycznie niezapomniana przygoda. Kto podróżuje tylko wynajętym samochodem z kierowcą czy pociągiem, nie wie, co traci!
Colombo
Wjeżdżamy do Colombo. Stolica wyraźnie różni się od prowincji. Choćby rozmiarem. No i pojedynczymi budynkami, wyglądającymi już trochę inaczej. Aż szkoda, że w naszym napiętym planie podróży nie mamy więcej czasu na zwiedzanie Colombo. Rozważałem różne opcje naszego tripu, ale żeby zmieścić się w dwóch tygodniach i wszystko zgrabnie domknąć, to Colombo trzeba było potraktować tylko jako bazę przelotową. No ale przynajmniej trochę…
W końcu docieramy do (pozbawionego oczywiście architektury) głównego dworca autobusowego Colombo Central Bus Stand,
zlokalizowanego wygodnie blisko wielkiego targu miejskiego i dworca kolejowego Fort Railway Station.
Dzięki temu mogliśmy z Waszkiem zatopić się w tłum ludzi i chłonąć neurotyczną atmosferę Colombo.
No i przede wszystkim nawiązywać kontakt wzrokowy z ludźmi, z pięknymi ludźmi…
Bardzo chciałbym tu jeszcze wrócić na trochę dłużej.
Ale tym razem trzeba już się zbierać i łapać autobus na lotnisko. W planie podróży 4 dni w Malezji. Z głównego dworca autobusowego (Colombo Central Bus Stand) niedaleko dworca kolejowego Fort regularnie odjeżdżają autobusy linii 187 bezpośrednio na lotnisko. Bilet tylko 120 rupii, tyle co nic.
Jeśli jednak chcesz zostać na Sri Lance i od razu ruszać z nami z Colombo (4 dni później) pociągiem w kierunku Hatton i Adam’s Peak, zapraszam na wspinaczkę schodami do słońca 🙂
Pingback: Dzień 1: Opuszczone lotnisko i wolne słonie w Udawalawe - swoją drogą
Pingback: Etap 3: Kuala Lumpur (1). Wieże, ulice i świątynie... - swoją drogą